... czyli jak to
miało być pięknie, a wyszło jak zawsze
Było to w czasach,
kiedy autofocusa jeszcze nie wynaleziono, ludzie ustawiali ostrość ręcznie, a
co dziwniejsze wychodziły im z tego ostre zdjęcia (co może być zaskakujące, gdy
czyta się apokaliptyczne opisy ręcznego ustawiania ostrości serwowane na forach
przez dzisiejszych e-fotografów)... Ba, nie było wtedy jeszcze specjalnie powszechnie
w użyciu automatyki naświetlania, zaś aparat z zewnętrznym światłomierzem
selenowym był dla przeciętnego śmiertelnika szczytem luksusu i technicznego
wyrafinowania. A może nawet raczej dla ponadprzeciętnego śmiertelnika, ci
przeciętni zadowolić się musieli ręcznym światłomierzem selenowym, albo wręcz i
tabelą naświetlania czy też siermiężną oceną warunków oświetleniowych na oko.
Wszystko to
sprawiało, że przygotowanie aparatu do wykonania zdjęcia było raczej
długotrwałe – należało odczytać wskazanie światłomierza i wprowadzić je do
kalkulatora, odczytując konkretną parę czas/przysłona, z szeregu równoważnych
ekspozycji. No pół biedy, w światłomierzach wbudowanych parametry naświetlania
odczytać można było od razu, zgrawszy wskazówki na skali. Tym niemniej
naświetlanie wciąż opisywane było parą wartości – czasu ekspozycji i otworu
względnego przysłony. No i szczerze mówiąc emulsji światłoczułej było wszystko
jedno. Ona przecież, zgodnie z prawami fizyki i chemii, potrzebuje tylko swojej
porcji światła, aby obraz został prawidłowo naświetlony. Wszystko jej jedno,
czy naświetlana będzie krótko i przy dużym otworze, czy też długo przy małym
(dla uproszczenia problemu nie bierzemy tu pod uwagę efektu Schwarzschilda).
Fotografowi wszystko jedno nie jest, ma w głowie głębię ostrości i poruszenie, ale
emulsji nic to nie obchodzi – musi dostać swoją, zawsze taką samą dolę światła
i już.
Liczba naświetlania
wprowadzona została właśnie w celu opisu parametrów naświetlania – umożliwiła
zapisanie sumarycznej wartości parametrów ekspozycji, czasu i przysłony, bez
wnikania w szczegóły, czyli ich konkretne wartości. W tym celu poszczególnym
wartościom przysłony i czasu przypisano wartości liczby naświetlenia, jak w
tabelach poniżej:
Liczby
naświetlenia odpowiadające otworowi względnemu obiektywu:
Otwór
względny
|
1:1
|
1:1,4
|
1:2
|
1:2,8
|
1:4
|
1:5,6
|
1:8
|
1:11
|
1:16
|
1:22
|
1:32
|
Wartość
|
0
|
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
6
|
7
|
8
|
9
|
10
|
Liczby
naświetlenia odpowiadające czasowi ekspozycji [s]:
Czas
ekspozycji
|
1
|
1/2
|
1/4
|
1/8
|
1/15
|
1/30
|
1/60
|
1/125
|
1/250
|
1/500
|
1/1000
|
Wartość
|
0
|
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
6
|
7
|
8
|
9
|
10
|
Jak widać, skok
liczby naświetlenia o jedną jednostkę w dowolną stronę odpowiada zawsze
dwukrotnej zmianie ilości światła padającej na film. Oczywiście nic nie stoi na
przeszkodzie, aby rozciągnąć sobie te tabele w obie strony, według potrzeb – od
minusów po lewej, do dowolnych wartości po prawej.
Aby ustalić liczbę
naświetlenia dla danej pary czas-przysłona należało po prostu zsumować
odpowiednie wartości. Czyli, na przykład, liczba naświetlenia dla przysłony 11
i czasu 1/250 s wynosi 7+8 czyli 15. Warto zauważyć, że suma ta będzie
identyczna dla każdej pary przysłona-czas dającej równoważną ekspozycję – czy
to, w naszym przykładzie, przysłona 5,6 i czas 1/1000 s, czy to przysłona 22 i
czas 1/60 s – liczba naświetlenia zawsze wychodzi 15. I co nam to daje proszę
wycieczki? W tę stronę może i niewiele oprócz matematycznej ciekawostki – ale w
drugą rzecz staje się bowiem dużo bardziej praktyczna.
Można bowiem przyjąć
dla danej czułości błony ustaloną liczbę naświetlenia dla konkretnych warunków
oświetleniowych. Tak, tak, kiedyś nawet na pudełkach filmów umieszczane były
takie ściągawki z parametrów ekspozycji. W przeliczeniu na liczbę naświetlenia
dla błony o czułości 100 ASA wygląda to tak, jak w poniższej tabeli:
Liczba
naświetlenia w danych warunkach oświetleniowych dla błony o czułości 100 ASA:
Warunki
oświetleniowe
|
Jasne słońce
|
Jasne obłoki
|
Pochmurna pogoda
|
Niebo burzowe
|
Wartość
|
15
|
14
|
13
|
12
|
Czyli popadłszy w
konflikt przekonań ze światłomierzem, względnie nie dysponując tym praktycznym
utensylium, nie trzeba z miejsca wpadać w panikę. Wystarczy chwila zastanowienia
i nieco wprawy. W wielu sytuacjach sprawa jest klarowna – 100 ASA, słoneczny
dzień na otwartej przestrzeni, odległy plan – liczba naświetlenia 15 i nie chce
być inaczej. Nastawiamy więc na aparacie jako w dym jakąkolwiek parę dającą tę
wartość – na przykład 1/250 s i f/11. I cyk. Zachmurzyło się – 13. Nastawiamy
odpowiednią parę dającą tę wartość - i cyk. Nie ma prawa nie wyjść, o ile
oczywiście nie kropniemy się w subiektywnej ocenie jasności oświetlenia przy
zachmurzonym niebie i o nietypowej porze dnia. Ale to już było ryzyko wpisane w
hobby. Tym niemniej, co trzeba podkreślić, bezpośrednie światło słoneczne w środkowych
godzinach dziennych i normalnym otoczeniu miejskim czy wiejskim bez pudła uznać
możemy za 15. Na plaży, śniegu czy pod innymi szerokościami geograficznymi już
niekoniecznie – ale to temat na inną przypowieść.
Tyle, że tu mamy
problem praktyczny. Co z tego, że niezbędną liczbę naświetlenia ocenimy sobie
na 15, 13, 10, czy ile tam jeszcze, ale jak przełożyć to na konkretne nastawy
aparatu? Trudno bowiem co chwilę wyjmować karteczkę z tabelą wartości
odpowiadającym poszczególnym czasom i przysłonom. Można oczywiście nauczyć się
tego na pamięć, co wbrew pozorom nie jest takie trudne. Na przykład wystarczy
wbić sobie do głowy, że tak przysłonie 16, jak i czasowi 1/250 s odpowiadają
wartości 8. I dalej już leci, podstawowe działania dodawania i odejmowania,
może być na palcach. Ba, ongi było jeszcze łatwiej. Były bowiem onegdaj
zamierzchłe czasy, gdy producenci sprzętu kierowali się nie tylko prawami
marketingu, ale i dobrem klienta – i na aparatach pojawiały się podwójne skale,
obok rzędu czasów i przysłon nanoszono także odpowiadające im wartości liczby
naświetlenia. Wtedy już było to całkiem proste – wystarczyło tylko dobierać ich
sumę do potrzebnej wartości. A szukać takich aparatów nie trzeba daleko –
wystarczy spojrzeć na popularne Smieny drugiej generacji, choćby Smienę 6 czy 8
(bez M). Ale to nie wszystko – były i aparaty, na przykład radziecka dalmierzowa
Junost’, czeski Flexaret IV czy japoński Aires Viscount, gdzie proces ten
niejako zautomatyzowano. Wystarczyło wybrać na odpowiedniej skali wymaganą
liczbę naświetlenia, a para przysłona-czas ustawiana była samoczynnie – poprzez
sprzężenie pierścieni nastawczych – odpowiednio do jej wartości; gdy np.
skracało się czas naświetlania, to samoczynnie otwierała się przysłona,
wszystko z zachowaniem stałej wartości ekspozycji. Genialne w swej prostocie.
Trzeba tu jednak
wszakże z całym naciskiem podkreślić jeden szczegół. Liczba naświetlenia jest
parametrem względnym. Nie określa ona jasności oświetlenia zastanego jako
takiego, ale wyłącznie parametry ekspozycji - czasu i przysłony - ustawione dla
tego oświetlenia na aparacie. Wobec czego w identycznych warunkach
oświetleniowych liczba naświetlenia jest różna dla różnych czułości błony – bo
inaczej naświetla się przecież przy 100 ASA (używanych w naszym wywodzie zwyczajowo
jako czułość referencyjna), a inaczej przy 50 czy 400 ASA. Korekta liczby
naświetlania dla różnych czułości pokazana jest przykładowo poniżej.
Korekta
liczby naświetlenia dla różnych czułości błony:
Czułość ASA
|
25
|
50
|
100
|
200
|
400
|
800
|
Poprawka
|
-2
|
-1
|
0
|
+1
|
+2
|
+3
|
Czyli skoro liczba
naświetlenia dla błony 100 ASA wynosi w danych warunkach oświetleniowych
powiedzmy nasze 15, to dla błony 50 ASA wynosić będzie 14, a dla błony 400 ASA
– 17. I tak dalej.
Pokusić można się jeszcze o sformułowanie
takiej tabeli zbiorczej, uzależniającej wartość liczby naświetlenia od warunków
oświetleniowych i charakteru obiektu zdjęcia, znów dla 100 ASA:
Liczba
naświetlenia w zależności od jasności obiektu i warunków oświetleniowych, dla
błony o czułości 100 ASA:
Charakter
obiektu
|
Warunki
oświetleniowe
|
|||
Jasne słońce
|
Jasne obłoki
|
Pochmurna pogoda
|
Niebo burzowe
|
|
Jasny
obiekt,
plan
ogólny
|
16
|
15
|
14
|
13
|
Obiekt normalnej
jasności, plan średni
|
15
|
14
|
13
|
12
|
Ciemny
obiekt, plan wielki
|
14
|
13
|
12
|
11
|
Bardzo
ciemny obiekt, plan wielki
|
9-13
|
8-12
|
7-11
|
6-10
|
Można (trzeba?) też
wziąć pod uwagę, że wszelakie powyższe wartości liczby naświetlania wywodzą się
z czasów fotografii czarno-białej. W przypadku stosowania materiałów barwnych,
z węższym zakresem tonalnym, zwłaszcza, gdy na zdjęciu znajdą się i partie
zacienione – czy choćby tzw. pierwszy plan - można przyjmować wartości liczby
naświetlania o 1 mniejsze – czyli np. dla słonecznej pogody 14, a nie 15. Też
będzie dobrze.
I to byłby już w
zasadzie koniec... No może jeszcze wypadałoby wspomnieć o filtrach, które – w
przypadku stosowania - także mają przecież wpływ na przedłużenie ekspozycji. Tu
sprawa też jest prosta – liczbę naświetlenia ustaloną dla danych warunków
oświetleniowych i czułości błony trzeba po prostu zmniejszyć o wartość wynikłą
z krotności filtra – wartości podane są w tabeli poniższej. W fotografii
czarno-białej zwyczajowo stosowane filtry mają krotności: jasnożółty 1,4x,
żółty 2x, pomarańczowy 2,8x, czerwony 8x... Zresztą jest to na oprawce filtra
czytelnie opisane – tylko na cokinach czemuś nie. Ano tak, przecież one nie
mają oprawek (za to wartości podane w różnych wydaniach cokinowskich broszurek
potrafią się różnić kilkakrotnie)...
Korekta
liczby naświetlenia dla różnych gęstości filtrów:
Krotność
filtra
|
1x
|
1,4x
|
2x
|
2,8x
|
4x
|
6x
|
8x
|
Poprawka
|
0
|
-0,5
|
-1
|
-1,5
|
-2
|
-2,5
|
-3
|
I to by była w
zasadzie cała mądrość związana z liczbą naświetlenia. Zdawało by się, że wraz z
nastaniem w fotografii automatyki odejść powinna w mrok niepamięci i w ogóle głowy
sobie nią nie ma co zawracać. Ale...
Nawet najzagorzalsi
zwolennicy cyfrowej rewolucji rzucają na prawo i lewo mitycznym terminem EV.
Rozpiętość matrycy 5 EV, korekra +2 EV, EV tu, EV tam. W praktyce 1 EV
sprowadza się do dwukrotnej zmiany wartości ekspozycji. Ale co to jest to EV?
Exposure Value, oczywiście – nic innego niż liczba naświetlenia. Niestety, w
postaci skarlałej, strywializowanej, żeby nie rzec sprofanowanej – dziś jest
zaledwie echem tego, czym była i być mogła. Dawniej zwykło się ten krok nazywać
stopniem przysłony, czy coś w tym rodzaju, dziś mamy mityczne EV.
Choć na jednym polu
liczba naświetlenia trzyma się jeszcze dzielnie – w specyfikacjach technicznych
aparatów. Tam bowiem czytamy na przykład, że zakres pomiarowy światłomierza
wynosi 0-20 EV z obiektywem 50 mm f/1,4 i dla 100 ASA. Zwróćmy uwagę na tę litanię
parametrów – liczba naświetlenia, co cały czas trzeba mieć na uwadze, jest
parametrem względnym. Czyli, w naszym przykładzie oznacza to, że dany model
aparatu z założonym obiektywem f/1,4 i dla czułości 100 ASA naświetla w
zakresie liczby naświetlenia 0-20, czyli w warunkach dających na przykład
ekspozycję od 2 s przy przysłonie 1,4 do 1/2000 s przy przysłonie 22. Jeśli
będzie jaśniej lub ciemniej, zabraknie mu parametrów, skali, czy jak to jeszcze
zwać. Ważne jest tu – podkreślmy – podanie zarówno czułości 100 ASA, jak i
maksymalnego otworu względnego obiektywu f/1,4. Jeśli bowiem założymy obiektyw
na przykład o jasności f/2,8, czyli czterokrotnie ciemniejszy, to
światłomierzowi zrobi się ciemno już cztery razy wcześniej niż z obiektywem
f/1,4, ale i cztery razy więcej światła będzie w stanie przetrzymać na jasnym
końcu. Czyli, dla 100 ASA i obiektywu f/2,8 zakres pomiaru wynosi już 2-22 EV.
Na szczęście w specyfikacjach podaje się to standardowo dla 100 ASA i f/1,4 co
umożliwia bezpośrednie porównywanie parametrów technicznych aparatów.
Hmmm – a żeby jeszcze
zamącić. Jak widać, liczba naświetlenia rośnie odwrotnie do ilości światła
padającego na błonę – im większa wartość liczby naświetlenia, tym skąpiej
naświetlamy zdjęcie. No a jak ma się to do korekcji ekspozycji? Tę podaje się
teraz zwyczajowo w jednostkach EV, ale… No właśnie – korekcja na plus to
prześwietlenie, na minus – niedoświetlenie. Czyli pisząc np. o korekcji +1 EV
mamy na myśli dwukrotne prześwietlenie zdjęcia – choć, formalnie, myśląc
wyłożonymi powyżej kategoriami liczby naświetlenia, zwiększając EV o 1 (czyli
np. z 15 do 16 EV) dwukrotnie zdjęcie niedoświetlamy. No i bądź tu mądry.
No a tak na koniec.
Czy liczba naświetlenia, taka, jak podana w uczonych tabelach powyżej, ma dziś
jeszcze jakiś sens praktyczny? Moim zdaniem ma. Pozwala na proste porównywanie
parametrów ekspozycji. Jest bardzo użyteczna przy stosowaniu starych aparatów,
o dość ograniczonych parametrach naświetlania. Przykład - czy można bezpiecznie
włożyć film 400 ASA do smieny? No i popatrzmy – przy słonecznej pogodzie wymaga
on liczby naświetlenia 17. A smiena oferuje nam maksymalnie 1/250 s i f/16 –
czyli liczbę tylko 16. Biorąc pod uwagę wspomnianą wyżej całkowicie
akceptowalną praktykę prześwietlenia o 1 jednostkę w porównaniu do
tabelarycznych danych – nie ma problemu, o ile na plażę się nie wybieramy.
Tabele
na podstawie:
Simonow
A.G.: Fotografirowanije pri iskusstwiennom aswieszczenii; Gasudarstwiennoje
Izdatielstwo Isskustwo, Moskwa, 1959.
Brawo!
OdpowiedzUsuń